Pogoda nas zaskoczyła. Liczyłam na lekki śnieg i temperaturę -1, a okazało się, że Karpacz zasypany śniegiem i pogoda -7! Ponieważ tylko jeden dzień miała być pogoda ze słońce i bez opadów postanowiliśmy wjechać wyciągiem na Kopę ( 1377 m n.p.m.) Najpierw kupiłam czapkę (noszę bardzo rzadko, jedną mam na stałe w Sopocie, drugą zapodziałam ;D) ale zrezygnowaliśmy z wypożyczenia raczków, bo uznaliśmy, że mamy dobre buty, a nie chcieliśmy się wspinać.
Na wyciągu myślałam, że odmarzną mi palce, gdy chciałam zrobić zdjęcia (dlatego mam tylko 3) bo strasznie wiało i odczuwalna temperatura była o wiele niższa, niż w Karpaczu. Cieszyłam się , że założyłam bieliznę termiczną, bo nie znoszę jak mi zimno.
Na Kopie okazało się, że otacza nas ...mleko. Ale się rozjaśniało. Uznaliśmy, że skoro już jesteśmy na górze, to przejdziemy się chociaż kawałek (ludzi było dużo i też nie rezygnowali)
I jak tak szliśmy przed siebie nagle pokazało się słońce! Żadne zdjęcia nie pokażą tego piękna !
Najpierw doszliśmy do schroniska, wypiliśmy kawę, a potem postanowiliśmy iść jeszcze kawałek w stronę Śnieżki.
Ten żółty budynek to schronisko. A my idziemy w górę..
Nie doszliśmy do szczytu - nie mieliśmy raków, a było naprawdę ślisko i widzieliśmy, że ci, którzy schodzili z góry po prostu zjeżdżali trzymając się łańcuchów. Byłam przerażona głupotą ludzi - wielu szło w zwykłych butach, z małymi dziećmi:( Jak schodziliśmy to jednej rodzinie z dwójką dzieci wprost powiedzieliśmy, że nie mają wchodzić , bo nie ma szans ( dziewczynka 10-12 lat szła płacząc) bo im wyżej tym zimniej, a lodowaty wiatr aż ranił twarze! Na szczęście po chwili zobaczyliśmy, że jednak nas posłuchali i zawrócili.
Na takim lodzie moje super buty dawały radę! A tak marudziłam jak Tomek mi je wybierał ( musiałam mu znów przyznać rację ;D )
Zjazd to już pikuś, ale odczuwałam bardzo, że nie pokremowałam twarzy, ani nie zabrałam okularów przeciwsłonecznych.
Kolejnego dnia, wbrew prognozom, było pięknie, słonecznie. Pojechaliśmy zwiedzać świątynię Wang
Kościółek Wang zbudowana na przełomie XII i XII wieku i pochodzi z południowej Norwegii. To drewniany kościółek, uważany za najstarszy kościół drewniany w Polsce, zbudowany bez użycia metalowych gwoździ, wszystkie połączenia to złączenia ciesielskie. Tak naprawdę tylko 1/15 to oryginalne elementy, resztę dorabiono w trakcie budowy na podstawie rysunków.
W ołtarzu głównym jest bogato zdobiony krucyfiks wyrzeźbiony w jednym pniu dębowym z 1846 roku Chrzcielnica
Oryginalne z Norwegii są bogato zdobione portale i lwy nordyckie.
Wyrzeźbione głowy wikingów z rozdwojonym językiem
nordyckie lwy - tak sobie wyobrażali
Przykościelny cmentarz. W 2014 roku pochowano tu Tadeusza Różewicza
Rzeźba na przykościelnym dziedzińcu -wskrzeszenie Łazarza.
Piękne są krużganki którymi można przejść na około kościoła, oprócz funkcji komunikacyjnej dawały izolacje cieplną w zimowe miesiące. Jak będziecie w Karpaczu nie omijajcie ;D
Zawsze wiedziałam, że nie lubię zimy i absolutnie nie w góry, kiedy zimno i cieszyłam się, że Tomek ma tak samo. No i teraz przepadło. Już planujemy kupić odpowiednie spodnie i raczki i na pewno to nie była jednorazowa przygoda.